sobota, 3 września 2016

02. Moja przyszłość jest w Jej rękach

Kilka minut przed dziesiątą zaparkowałam samochód na podjeździe. Z tylnego siedzenia zabrałam dużą sportową torbę,w której miałam dosłownie parę rzeczy. Miałam do domu parę minut jazdy, a przenosić się zdecydowanie nie chciałam. Z torbą na ramieniu podeszłam do drzwi, odnalazłam dzwonek i nacisnęłam. Rozejrzałam się dookoła,tuż obok mojego Lexusa IS 250, stało białe Audi a nieopodal czerwone jak wiśnia BMW. Było czym oko nacieszyć, zdecydowanie! Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i spojrzałam na.. Tego samego idiotę,który wczoraj próbował Nas przejechać!
- Nie! - jęknął - Za jakie grzechy znów Ty? - złapał się za głowę - Zrozum nie chciałem Was rozjechać! Dobra, oczekujesz przeprosić i tak dalej? Okej, przepraszam. - uniósł dłonie w górę - Ale błagam nie nachodź mnie, nie wzywaj policji i.. - zaczęłam się histerycznie śmiać przerywając jego przerażającą gadkę. Patrzył na mnie zdezorientowany - Thiago! - krzyknął, nie minęła chwila a obok chłopaka pojawił się jego wczorajszy kolega.
- Co? - sapnął patrząc na niego, a później wzrok przeniósł na mnie - Ale jak? Skąd.. - zmarszczył brwi przyglądając mi się uważnie - Chwileczkę - uśmiechnął się uroczo - Bartra! Jak się nazywa ta Twoja fizjoterapeutka o której nam opowiadałeś?
- Larissa Moratti! - obaj spojrzeli na siebie, a później na mnie.
- Czyli.. - zaczął niejaki Thiago
- Tak, będę leczyć pana Marca - dokończyłam poważnie - Mogłabym? - spojrzałam na nich robiąc krok na przód.
- Jasne, wchodź. - drzwi otworzyły się szerzej, gdzie mogłam wejść do środka domu. Położyłam torbę w holu, podążając za wyższym brunetem. Weszliśmy do salonu,gdzie siedział pan Bartra, rozłożony na całej kanapie grając w grę. Spojrzałam na Jego dwóch towarzyszy i ruszyłam do kontuzjowanego. Z brzegu kanapy zabrałam dwie największe poduszki, podłożyłam je pod chorą nogę.
- Noga powinna być wysoko - powiedziałam prostując się - Poznaliśmy się niedawno w gabinecie dr Diego Garcia, od teraz jestem Pana fizjoterapeutką.
- Pamiętam - uśmiechnął się - Facundo wspominał podczas podpisywania umowy o tymczasowym mieszkaniu w tutaj.
- Tylko do czasu wyleczenie kontuzji i doprowadzenia Pana do całkowitej sprawności.
- Marc - skrzywił się - Mów mi po imieniu, dziwnie się czuję jak tak do mnie mówisz.
- Lari - wyciągnęłam dłoń w Jego stronę na,której momentalnie poczułam silną dłoń pacjenta. - Rehabilitację zaczniemy od masaży, z czasem będziesz musiał odrzucić kule.
- Kiedy wróci na boisko? - usłyszałam pytanie od chłopaka,który podpierał się o ścianę.
- Akurat pana to powinno najmniej obchodzić - zmierzyłam Go wzrokiem i z powrotem zwróciłam się do kontuzjowanego. - Będzie ciężko,ale myślę przy wspólnych siłach szybko wrócisz do sił.
- Po to tutaj jesteś. - Marc nieco podniósł się na łokciach - Żeby pomóc mi wyjść na prostą i wrócić na największych obrotach na boisko. - uśmiechnął się szeroko. - Pozwól,że pokażę Ci Twój pokój. - ręką sięgał po kule,gdy chłopak,który nadzwyczajnie w świecie wkurzał mnie od samego początku złapał je.
- Ja pokażę tej uroczej Pani pokój - patrzył na mnie ze złością - Zapraszam - wskazał ręką na schody,które prowadziły na piętro.


Przechodziliśmy wielkim korytarzem na piętrze,gdy w końcu otworzył przede mną wielkie drzwi prowadzące do pokoju,w którym miałam nocować. Stał w progu dumny niczym paw,spojrzałam na niego srogo i weszłam do środka.
- Będziesz musiala się przygotować na codzienne pielgrzymki w domu Marca. - odezwał się
- Nic dziwnego - wzruszyłam ramionami, rzucając na ogromne łóżko torbę - Nim zdąrzę się przyzwyczaić juz mnie tutaj nie będzie.
- Nie bądź taka pewna. - zaśmiał się - zarażą Cię zobaczysz. Wpadniesz po uszy. - oparł się o framugę,mierząc wzrokiem każdy mój ruch.
- Nie mam zamiaru nigdzie wpadać. - stanęłam przed nim - Gdyby Pan nie zauważył od 30minut jestem w pracy. Moim zadaniem jest jak najszybsze postawienie Marca na nogach,aby wrócił na boisko. - skrzyżowałam dłonie na piersiach - A teraz,jeśli mogę chciałabym zejść na dół i zobaczyć resztę domu.
Minęłam Go i zeszłam po schodach. W salonie nadal siedział Marc a wraz z nim mulat o imieniu Rafa i jeszcze jeden osobnik,którego imienia jeszcze nie poznałam. Ogarnęłam wzrokiem parter,momentalnie w oczy rzuciły mi się schody schodzące na niższy poziom. Bingo! Znalazłam siłownię,saunę i pokój przygotowany specjalnie do wykonywanych przeze mnie zabiegów. Świetnie czyli jutro wielki początek, mija 14dzień po zabiegu więc nie mam z czym zwlekać.
- Nie będziemy marnować czasu - powiedziałam wchodząc spowrotem do salonu - Jutro wstajemy wcześnie rano - usiadłam po przeciwnej stronie kanapy,zgarniając z stołu pilot i wyłaczając telewizor - zaczynamy od śniadania,chwila relaksu i zabieramy się do roboty.
- Rano? To znaczy o której - spojrzał na mnie błagalnie
- 6:30 - uśmiechnęłam się - idealna pora na śniadanie
- To jest noc! - odezwał się brunet,dopiero teraz zauważyłam,że jego ręka jest pokryta cała w tatuażach - Marc ma odpoczywać i zbierać siły na powrót. - poklepał Go po plecach
- Praca dla mnie zaczyna się oświcie - spojrzałam na niego - podstawą jest śniadanie,a później dzień na pełnych obrotach. Przed Marciem 4 miesiące cieżkiej pracy. Jeśli uważasz,że powinien odpoczywać i nabierać siły to się mylisz. - prychnełam - Tutaj trzeba wiele godzin masażu i porządnego wycisku siłowego. To jest moja praca,którą odwalam na maksa.
- Lari ma rację,jeśli mam wrócić jak najszybciej muszę się przyłożyć - Marc podwyższył się na rękach - Moja przyszłość jest w jej rękach. - posłał mi delikatny uśmiech.