sobota, 3 września 2016

02. Moja przyszłość jest w Jej rękach

Kilka minut przed dziesiątą zaparkowałam samochód na podjeździe. Z tylnego siedzenia zabrałam dużą sportową torbę,w której miałam dosłownie parę rzeczy. Miałam do domu parę minut jazdy, a przenosić się zdecydowanie nie chciałam. Z torbą na ramieniu podeszłam do drzwi, odnalazłam dzwonek i nacisnęłam. Rozejrzałam się dookoła,tuż obok mojego Lexusa IS 250, stało białe Audi a nieopodal czerwone jak wiśnia BMW. Było czym oko nacieszyć, zdecydowanie! Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Odwróciłam się i spojrzałam na.. Tego samego idiotę,który wczoraj próbował Nas przejechać!
- Nie! - jęknął - Za jakie grzechy znów Ty? - złapał się za głowę - Zrozum nie chciałem Was rozjechać! Dobra, oczekujesz przeprosić i tak dalej? Okej, przepraszam. - uniósł dłonie w górę - Ale błagam nie nachodź mnie, nie wzywaj policji i.. - zaczęłam się histerycznie śmiać przerywając jego przerażającą gadkę. Patrzył na mnie zdezorientowany - Thiago! - krzyknął, nie minęła chwila a obok chłopaka pojawił się jego wczorajszy kolega.
- Co? - sapnął patrząc na niego, a później wzrok przeniósł na mnie - Ale jak? Skąd.. - zmarszczył brwi przyglądając mi się uważnie - Chwileczkę - uśmiechnął się uroczo - Bartra! Jak się nazywa ta Twoja fizjoterapeutka o której nam opowiadałeś?
- Larissa Moratti! - obaj spojrzeli na siebie, a później na mnie.
- Czyli.. - zaczął niejaki Thiago
- Tak, będę leczyć pana Marca - dokończyłam poważnie - Mogłabym? - spojrzałam na nich robiąc krok na przód.
- Jasne, wchodź. - drzwi otworzyły się szerzej, gdzie mogłam wejść do środka domu. Położyłam torbę w holu, podążając za wyższym brunetem. Weszliśmy do salonu,gdzie siedział pan Bartra, rozłożony na całej kanapie grając w grę. Spojrzałam na Jego dwóch towarzyszy i ruszyłam do kontuzjowanego. Z brzegu kanapy zabrałam dwie największe poduszki, podłożyłam je pod chorą nogę.
- Noga powinna być wysoko - powiedziałam prostując się - Poznaliśmy się niedawno w gabinecie dr Diego Garcia, od teraz jestem Pana fizjoterapeutką.
- Pamiętam - uśmiechnął się - Facundo wspominał podczas podpisywania umowy o tymczasowym mieszkaniu w tutaj.
- Tylko do czasu wyleczenie kontuzji i doprowadzenia Pana do całkowitej sprawności.
- Marc - skrzywił się - Mów mi po imieniu, dziwnie się czuję jak tak do mnie mówisz.
- Lari - wyciągnęłam dłoń w Jego stronę na,której momentalnie poczułam silną dłoń pacjenta. - Rehabilitację zaczniemy od masaży, z czasem będziesz musiał odrzucić kule.
- Kiedy wróci na boisko? - usłyszałam pytanie od chłopaka,który podpierał się o ścianę.
- Akurat pana to powinno najmniej obchodzić - zmierzyłam Go wzrokiem i z powrotem zwróciłam się do kontuzjowanego. - Będzie ciężko,ale myślę przy wspólnych siłach szybko wrócisz do sił.
- Po to tutaj jesteś. - Marc nieco podniósł się na łokciach - Żeby pomóc mi wyjść na prostą i wrócić na największych obrotach na boisko. - uśmiechnął się szeroko. - Pozwól,że pokażę Ci Twój pokój. - ręką sięgał po kule,gdy chłopak,który nadzwyczajnie w świecie wkurzał mnie od samego początku złapał je.
- Ja pokażę tej uroczej Pani pokój - patrzył na mnie ze złością - Zapraszam - wskazał ręką na schody,które prowadziły na piętro.


Przechodziliśmy wielkim korytarzem na piętrze,gdy w końcu otworzył przede mną wielkie drzwi prowadzące do pokoju,w którym miałam nocować. Stał w progu dumny niczym paw,spojrzałam na niego srogo i weszłam do środka.
- Będziesz musiala się przygotować na codzienne pielgrzymki w domu Marca. - odezwał się
- Nic dziwnego - wzruszyłam ramionami, rzucając na ogromne łóżko torbę - Nim zdąrzę się przyzwyczaić juz mnie tutaj nie będzie.
- Nie bądź taka pewna. - zaśmiał się - zarażą Cię zobaczysz. Wpadniesz po uszy. - oparł się o framugę,mierząc wzrokiem każdy mój ruch.
- Nie mam zamiaru nigdzie wpadać. - stanęłam przed nim - Gdyby Pan nie zauważył od 30minut jestem w pracy. Moim zadaniem jest jak najszybsze postawienie Marca na nogach,aby wrócił na boisko. - skrzyżowałam dłonie na piersiach - A teraz,jeśli mogę chciałabym zejść na dół i zobaczyć resztę domu.
Minęłam Go i zeszłam po schodach. W salonie nadal siedział Marc a wraz z nim mulat o imieniu Rafa i jeszcze jeden osobnik,którego imienia jeszcze nie poznałam. Ogarnęłam wzrokiem parter,momentalnie w oczy rzuciły mi się schody schodzące na niższy poziom. Bingo! Znalazłam siłownię,saunę i pokój przygotowany specjalnie do wykonywanych przeze mnie zabiegów. Świetnie czyli jutro wielki początek, mija 14dzień po zabiegu więc nie mam z czym zwlekać.
- Nie będziemy marnować czasu - powiedziałam wchodząc spowrotem do salonu - Jutro wstajemy wcześnie rano - usiadłam po przeciwnej stronie kanapy,zgarniając z stołu pilot i wyłaczając telewizor - zaczynamy od śniadania,chwila relaksu i zabieramy się do roboty.
- Rano? To znaczy o której - spojrzał na mnie błagalnie
- 6:30 - uśmiechnęłam się - idealna pora na śniadanie
- To jest noc! - odezwał się brunet,dopiero teraz zauważyłam,że jego ręka jest pokryta cała w tatuażach - Marc ma odpoczywać i zbierać siły na powrót. - poklepał Go po plecach
- Praca dla mnie zaczyna się oświcie - spojrzałam na niego - podstawą jest śniadanie,a później dzień na pełnych obrotach. Przed Marciem 4 miesiące cieżkiej pracy. Jeśli uważasz,że powinien odpoczywać i nabierać siły to się mylisz. - prychnełam - Tutaj trzeba wiele godzin masażu i porządnego wycisku siłowego. To jest moja praca,którą odwalam na maksa.
- Lari ma rację,jeśli mam wrócić jak najszybciej muszę się przyłożyć - Marc podwyższył się na rękach - Moja przyszłość jest w jej rękach. - posłał mi delikatny uśmiech.

sobota, 17 maja 2014

01. Dobra buźka nic nie działa.

Nim spostrzegłam minął drugi tydzień urlopu.Całe dnie spędzałam na wylegiwaniu się w rodzinnym ogrodzie przy basenie. Poskutkowało to spaleniem się na przysłowiową frytkę. Jednak nie miałam nic przeciwko. Od razu po przyjeździe do rodzinnego domu opowiedziałam rodzicom o nowej pracy,którą miałam zacząć lada dzień. Oczywiście przyjęli to z entuzjazmem, szczególnie ojciec. Cieszył się,że będzie miał jedyną córkę na wyciągnięcie ręki,ale jeszcze bardziej ucieszył go fakt o rehabilitacji sławnego piłkarza. Do końca dnia nie dawał mi żyć, ciągle ślęcząc o takowej kontuzji i czasie, w którym powróci na boisko. Zagorzały kibic. Ręce mi opadały,gdy tylko zadawał kolejne pytania. Mama jednak usprawiedliwiała Go gorliwie. W kolejnych dniach w domu pojawili się Gabino z Alitą i małą Noelią oraz Vidal z Cataliną. Wyściskali mnie po wsze czasy. Nie należałam do porannych ptaszków,ale jednak akurat dzisiaj rodzice zadeklarowali się na wspólny wypad do rodziców Ality. Gabi przyjął to z radością, tylko,że role tym razem się odwróciły i to ja miałam pilnować Noelię. Stałam zaspana przy drzwiach wyjściowych z małą na rękach i bratem.
- Wrócimy wieczorem. - zadeklarował - Gdyby się coś działo dzwoń, od razu przyjedziemy.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz z nią zostaję - ucałowałam Noe w główkę - Nie masz się czego bać, jest pod najlepszą opieką w całej Katalonii, prawda mała? - spojrzałam na nią.
- Mam nadzieję, Lari - potargał mi włosy - Trzymajcie się, w razie czego dzwoń - powtórzył się całując nas obie w policzek. Z schodów podniósł niewielką torbę i zajął miejsce za kierownicą. Patrzyłam jak czarny mercedes wyjeżdża z posiadłości rodziców. Zamknęłam drzwi i ruszyłyśmy do mojego pokoju. Położyłam małą na łóżku, szybko odszukałam laptopa. Włączyłam go przyglądając się z zaciekawieniem wyczynom młodej Moratti. Gaworząc bawiła się swoimi rączkami. Z biegiem czasu Noe zwyczajnie zasnęła. Okryłam ją kocem,wokół niej ułożyłam poduszki tworząc fosę tak aby nie zsunęła się z łóżka. Wykorzystując wolną chwilę wyjęłam z szafy czyste ciuchy, schowałam się w łazience zostawiając uchylone drzwi do sypialni.Wykonałam poranną toaletkę i czym prędzej zaserwowałam sobie śniadanie z czarną kawą. Wróciłam do pokoju z laptopem na rękach,gdy idealną ciszę przerwał dźwięk komórki. Wzięłam ją do rąk, na wyświetlaczu wyświetliła się ' jedna nieodebrana wiadomość od: Diego Garcia' "Witaj słońce. Właśnie dotarła do mnie wiadomość,że Twój pacjent jest w drodze do Sant Jaume dels Domenys. Powinien się skontaktować z Tobą jeszcze dzisiaj. Pamiętaj, bądź miła! Powodzenia."  Odczytałam wiadomość wypuszczając z świstem powietrze z płuc, czyli laba się skończyła. Czas wrócić do szarej rzeczywistości. Dlatego też odszukałam w torbie teczki,w której miałam wszystkie badanie,które przeprowadził Diego w ostatnim czasie. Przejrzałam je po raz kolejny i już wiedziałam jak rozpocząć rehabilitację w tym przypadku.


Wolno spacerowałam z bratanicą po miejscowym parku, dzielnie dotrzymywała mi kroku. Jak na półtora roczną dziewczynkę była bardzo ruchliwa i ciekawa świata.Nigdy nie podejrzewałabym,że Gabino zostanie ojcem tak uroczego dzieciaka.Jedynym plusem było to,że Alita nie pozwalała rozpieszczać córki. Jednak słabo to wychodziło, gdy w ich domu pojawiali się rodzice. Zawsze przywozili z sobą choćby małą, ale ciekawą zabawkę. Powoli niebo zaczynało się ściemniać,a widząc zmęczoną po całym dniu Noe postanowiła wrócić do domu. W końcu i tak wytrzymała długo jak na swój wiek. Zabrałam ją na ręce i dzielnie maszerowałam przez La Rambla Marinada. Jak na tą porę nie kręciło się tutaj zbyt wiele osób. Większość mieszkańców pewnie wybrała się na wypad poza granice miasteczka. Przechodziłam właśnie przez ulicę, gdy czarne audi omal nie wjechała w Nas. Szybko odskoczyłam na pobocze, a Noe zaczęła histerycznie płakać.W moment z samochodu wyskoczył chłopak.Zaczęłam uspokajać małą,ale nic to nie dało. Była wystraszona.
- Nic się nie stało? - spytał chłopak, nerwowo zaciskał klucze w dłoni.
- Rafa, idioto! - krzyknął ktoś zza moich pleców, szybko odwróciłam się. Przed sobą zobaczyłam młodego Hiszpana wychodzącego z białego audi q7 - Kurwa, ile razy mam Ci przypominać,że w miastach są ograniczenia?! Jakiś facet postradał zmysły wydając Ci prawko! - podszedł do niego i trzepnął go w głowę - Zabiłbyś kobietę z dzieckiem! Chyba marzysz o metalowych kratkach i publicznej toalecie w pierdlu!
- Daj spokój, jechałem dobrze. - jęknął - Sama wyskoczyła na drogę nie wiadomo skąd!
- Hola, Hola dzieciaku! Lepiej,żebyś zamknął ten niewyparzony pyszczek. Dobra buźka nic nie działa, wystraszyłeś mi dziecko - próbowałam przekrzyczeć płacz małej - Masz tylko szczęście,że jej się nic nie stało!
- Rafa wsiadasz albo sam usiądę za kółkiem? - warknął ktoś z samochodu. Na te słowa odwróciliśmy głowy w tamtą stronę. W środku siedział chłopak, widocznie niezadowolony.
- Bez kluczyków daleko nie zajedziesz! - niejaki Rafa potrząsnął w dłoniach kluczyk z breloczkiem herbu FC Barcelony.  Prychnęłam pod nosem chcąc odejść i zapomnieć o całym zdarzeniu, ale nieznajomy zwinnie złapał mnie za łokieć.
- Powinnaś poczekać na przeprosiny - powiedział wpatrując się we mnie jak w obrazek - Rafael.. - odwrócił głowę w bok - .. chodź tutaj idioto!
- Nie potrzebuję żadnych przeprosin. - syknęłam wyrywając łokieć z uścisku - Lepiej będzie dla Was, jeśli już stąd znikniecie.Chyba,że lubicie mieć kłopoty z policją. - dodałam.

Oboje po moich słowach bardzo szybko zwinęli się do swoich samochodów i odjechali. Odetchnęłam z ulgą, choć nadal byłam wściekła. Gdybym nie odskoczyła na pobocze, pewnie leżałabym połamana w szpitalu a wraz ze mną mała Noelia. Jezu, nawet nie myślę co zrobiłby Gabino. Zatłukłby najpierw mnie, a później odnalazłby tych dwóch hiszpańskich idiotów!Droga powrotna zleciała mi na prawdę bardzo szybko.Wchodziłam po schodach,gdy samochód mojego brata wjechał na podjazd. Odwróciłam się z śpiąca Noe na rękach. Uśmiechnęłam się mrawo w ich stronę przykładając do ust palec,by byli cicho póki mała nie znajdzie się w swoim pokoiku. Wchodziłam po schodach na górę i otworzyłam drzwi do sypialni bratanicy. Zdjęłam jej kurtkę i buciki i od razu położyłam ją do łóżeczka. Ucałowałam ją w czółko, po czym szybko zeszłam z powrotem do salonu. Siedzieli na sofie przy gorącej herbacie i kilku kanapkach,które przygotowała Catalina. Opadłam zmęczona na fotel, westchnęłam.
- Dała Ci w kość? - zaczął Vidal przytulając do siebie narzeczoną.
- Nie - podparłam głowę na zaciśniętych piąstkach - Dwóch idiotów o mały włos nas nie przejechało. - powiedziałam na wydechu, ściskając zamknięte oczy - Boże.. Idiotka ze mnie!
- Jezu, Lari - jęknęła Cat - Nic Wam nie jest?
- Nie, na szczęście - spojrzałam na nich - Jak Gabi o tym się dowie,
nawet nie myślę co zrobi..
- Nic nie zrobi, bo się nie dowie - przerwał mi Vidal - A co z tamtymi chłopakami?
Przeprosili czy coś? - Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo komórka w moich spodniach dawała o sobie znaki. Wyjęłam ją pośpiesznie z kieszeni i odebrałam.
- Tak, słucham? - patrzyłam na brata jak pindrzy się do Cataliny, pokazałam im odruch wymiotny.
- Larissa Moratti? - spytał ktoś po drugiej stronie.
- Przy telefonie.
- Marc Bartra - przedstawił się - Miałem zameldować się u pani do wieczora.
- Tak, jest pan już na miejscu? - przewracałam oczami widząc zalotnego Vidala.
- Właśnie dojeżdżam do domu, chciałem zapytać czy..
- Zjawię się jutro rano około 10 - przerwałam mu - Oczywiście,jeśli Panu pasuje.
- Ok, w takim razie do zobaczenia - pożegnał się i zerwał połączenie. 

******************

Captain , Legend , Leader !
Gràcies Puyol!


Atlético De Madrid Campeón de Liga 2013-2014!!!
Teraz cieszy się drużyna znad Manzanares, dziś la liga jest czerwono-biała!
Barcelono, Ty jesteś wielka bez mistrzostwa, bez pucharów i bez tytułów! #TotsUnitsFemForca
edit: Co do opowiadania, przepraszam za jakiekolwiek literówki. Myślę,
że rozdział się spodoba no i czekam na opinie! Do zoba!



czwartek, 1 maja 2014

00. -Oczywiście, Panie Bartra.


Wychodząc z mieszkania poczułam silne uderzenie wiatru i zimne krople płaczącej Barcelony. Podniosłam kołnierz płaszczu i przyspieszyłam krok. Pogoda idealnie zgrała się z moim nastrojem. Tuż przed wyjściem główna rura pod wanną pękła. Hydraulik,który miał się zjawić zadzwonił z przeprosinami,że nie dotrze na czas. Na całe szczęście jutro zaczynam zasłużony urlop. Wszystko skrupulatnie zaplanowałam. Wyjazd do Llorenc del Penedes był tylko kwestią czasu, wystarczyło przetrwać dzisiejszy dyżur. Wchodziłam właśnie po szerokich marmurowych schodach, które prowadziły do prywatnej przechodni rehabilitacyjnej na Exiample. Otworzyłam wielkie drewniane drzwi i weszłam do środka. Za ogromnym biurkiem siedziała trzydziestoparoletnia żona Diega, Elsa. Tuż po swoim ślubie otworzyli tą, że przychodnię, która ma najlepszą renomę w całej Kataloni, a nawet i w całym kraju. Od dziesięciu lat mają pod ręką najlepszą ekipę fizjoterapeutów w całym mieście, a w tej ekipie znajduję się również ja, Larrisa Moratti.
- Dzień dobry - powiedziałam z uśmiechem na ustach - Jakieś nowości na temat przegranej Barcelony? - spytałam kładąc na blat torebkę i płaszcz.
- Poza kolejną kontuzją to nic - rzekła zamykając miejscową gazetę,którą odłożyła na bok - Ciężko dyżur przed Tobą - spojrzała na mnie spod okularów.
- Wiesz,że do pracy przychodzę z przyjemnością - powiedziałam - Po za tym płacicie mi za to co kocham najbardziej. - wzruszyłam ramionami wesoło - Kto dziś pierwszy? - uniosłam brwi. Elsa zajrzała do kartotek,które leżały tuż pod jej nosem.
- Pani Muniez z synem - rzuciła - Dzwoniła,że spóźni się chwilę - dodała klikając coś na komputerze, po chwili spojrzała na mnie - Korek w mieście, więc wiesz nie ma się co dziwić.
- Mój hydraulik też nie dojechał - popatrzała na mnie podejrzliwie - Rura w łazience - wyjaśniłam
- Dobrze,że jesteś - w drzwiach stanął Diego - Mógłbym Cię prosić na chwilę? - zamyślił isę trochę i dodał -Elsa, kochanie zrobisz mi kawę? - posłał jej całusa.
- Przebiorę się tylko i już do Ciebie idę - oznajmiłam zabierając rzeczy. Czym prędzej udałam się do socjalnego.Otwarłam szafkę wyjęłam z niej biały krótki kitel. Wciągnęłam go na siebie, torebkę wrzuciłam do środka szafki, po czym zamknęłam ją i wyszłam na korytarz. Elsa nadal siedziała za biurkiem studiując dokumenty, pani Muniez z synem dotarła na miejsce i twardo czekała, aż zostanie przyjęta z siedmioletnim Martinem. Posłałam jej ciepły uśmiech i szybkim krokiem udałam się do Diega. Zapukałam i weszłam do środka.
- Usiądź proszę, nie mamy zbyt dużo czasu - powiedział, przysunęłam swoje krzesło bliżej biurka.
- Mam robotę dla Ciebie - zaczął wyciągając z szuflady teczkę. Położył mi ją przed samym nosem i spojrzał na mnie z oczekiwaniem opierając się o naramienniki fotela.Otwarłam ją i dokładnie przejrzałam wyniki badań pacjenta.
- Z jakiego to powodu spotyka mnie ta niezwykła przyjemność? - patrzyłam na niego wymownie zamykając powoli kartotekę.
- Przeciez nie przydzielę tego Alaricowi! - zacisnął zęby - Dobrze wiesz,że On kocha inaczej mężczyzn. A to jest światowa gwiazda, ba brylant,którego kocha cała Barcelona. W dodatku to kolejna szansa dla Ciebie.
- Jak sobie to wyobrażasz? Że odwołam urlop od tak i podejmę się tego?
- Tylko spokojnie - dodał szybko.
- Nie, Diego! - rzuciłam teczkę na biurko - Wiesz, że praca jest dla mnie wszystkim i perfidnie to wykorzystujesz! Od półtora roku zadylam jak pies, odpuszczałam każdy urlop. Przez ostatni miesiąc haruję godzinami, owszem z przyjemnością, ale na Boga ileż można! Chyba zasługuję na niego nieprawdaż? - zdenerwowałam się.
- Posłuchaj, - jeszcze raz otworzył przede mną kartę i odwrócił ją w moją stronę - Zerwane więzadła krzyżowe tylne, głównie to one utrzymują kolano - spojrzał na mnie - Rehabilitacja będzie długa i męcząca dla Was obojga. - chciałam mu przerwać, jednak podniósł dłoń w górę - Proszę, nie przerywaj mi. Pojedziesz do Llorenc del Penedes, dostajesz cztery miesiące urlopu od zaraz. W ciągu tych miesięcy doprowadzasz Go do porządku fizycznego i wszystko wraca do normy. Podwójna pensja chyba się przyda prawda? - uniósł brew.
-Przepraszam,ale nie będę codziennie pokonywać kilkanaście kilometrów tylko po to, aby kogoś leczyć! - fuknęłam zła opadając na oparcie krzesła.
-Wszystko jest już załatwione, będziesz Go leczyć w Jego posiadłości w Sant Jaume dels Domeys. - wstał - Później Ci wszystko wytłumaczę. A teraz chodź poznasz swojego pacjenta, są w pokoju obok - uśmiechnął się triumfalnie. Wiedział,że prędzej czy później się zgodzę i On już miał na to swoje chwyty.

Kiedy weszliśmy do gabinetu, ujrzałam mężczyznę ubranego w bordową koszulkę polo i krótkie szorty. Musiał mieć blisko metr dziewięćdziesiąt wzrostu z chochlikowym wyrazem twarzy. Stał opierając się o kule,które pomagały mu utrzymać równowagę. Gdy zorientował się,że znajdujemy się w środku popatrzył na mnie łagodnymi oczyma, w których malował się smutek. Obok Niego stał o wiele starszy facet, choć nie był gruby twarz miał lekko pucołowatą.
-To Twój pacjent - odezwał się szef schrypniętym głosem pokazując na kontuzjowanego mężczyznę.
-Diego wiele nam o Tobie opowiadał - siwy facet podszedł do mnie wyciągając w moją stronę rękę. Spojrzałam na Garcie,który patrzył na wszystko z uśmiechem na ustach - Facundo Brau menager Marca.
-Larissa Moratti - uścisnęłam Jego dłoń - Absolwentka Wydziały Fizjologii na Universitat International de Catalunya - przedstawiłam się. Doktor podał mi teczkę, w której znajdowały się zdjęcia rentgenowskie. Wyjęłam je i umieściłam na podświetlanej tablicy. Diego w tym czasie pomógł wejść pacjentowi na 'szpitalne' łóżko. Stałam z założonym rękami na klatce piersiowej przyglądając się rentgenowi. Teraz wszystko było jasne, rzeczywiście był nie mały problem z więzadłami.
-Co z nim?
-Ma zerwane więzadła krzyżowe tylne. - wyjęłam długopis z kieszeni i wskazałam nim na zdjęcie - To jedno z czterech istotnych więzadeł dla stabilizacji kolana - odparłam - Ciężka rehabilitacja plus odrobina szczęścia i wróci do gry w przyszłym sezonie. - uśmiechnęłam się delikatnie.
-Następnym sezonie? - pacjent podniósł głowę i utkwił we mnie wzrok - Żartuje pani?
-Niestety nie. - podniosłam na niego wzrok dodając - Na początku przejdzie pan zabieg artroskopii - odgarnęłam włosy z czoła,które uporczywie opadały mi na oczy - Po dwóch tygodniach rozpoczniemy leczenie - wstrzymałam oddech przygryzając dolną wargę ust.
-Tutaj w Barcelonie? - spytał Jego manager spoglądając na swojego klienta.
-Nie, Diego powiadomił mnie o rehabilitacji w Sant Jaume dels Domeys.
-Czyli zgadza się pani na wszystkie warunki umowy? - Sir Facundo spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Co ma Pan na myśli, mówiąc "wszystko"? - zdezorientowana przenosiłam wzrok z Brau'na, to na Diega.
-Umówiliśmy się,że na czas leczenia zamieszka Pani w domu Marca - zmarszczył dziwnie brwi. Momentalnie ciśnienie skoczyło mi w górę! Diego wiedział,że właśnie rozpoczął nieuczciwą grę nie mówiąc mi o tym. Owszem, nie widziało mi się mieszkanie z własnym pacjentem!
-Nic nie wspominał - wzruszyłam ramionami patrząc wrogo na właściciela przechodni. Spojrzałam na zegarek,który przyozdabiał mój lewy nadgarstek. Wskazywał kilka minut po dziesiątej rano - Przepraszam najmocniej, mam kupę roboty. Pacjenci już czekają od godziny. - wymusiłam się na uśmiech - Z Panem widzę się za dwa tygodnie w Sant Jaume dels Domenys - w zruciłam się do mojego podopiecznego. Wyjęłam z kieszeni białego kitlu wizytówkę,którą podałam mężczyźnie - Proszę się odezwać, gdy tylko Pan dotrze na miejsce.
-Czyl przyjmuje Pani warunki umowy? - Jego oczy spoczęły na moich ustach, po czym wolno przesunęły się wprost w moje oczy.
-Oczywiście, Panie Bartra - gdy tylko usłyszał pozytywną odpowiedź, odetchnął z ulgą - Widzimy się niedługo - zakończyłam podając mu dłoń.





************************

Hej, cześć i czołem! Ruszam z nowym opowiadaniem.
Mam nadzieję,że się spodoba. Miłego czytania!
Do zoba! no i czekam na opinie.